Cieszę się niezmiernie że jestem z Wami i Wy ze mną, to fantastyczne dzielić się swoją pasją. Miał być dziś post o heavy metalu, jednak zmieniłem zdanie, będzie on w późniejszym terminie.
Ponieważ w sobotę mija tydzień odkąd byliśmy na koncercie tego zespołu a emocje jeszcze nie osłabły więc piszę. Piszę to ze swej perspektywy nie mniej jednak postaram się być obiektywny ( w miarę).
Piszę z perspektywy słuchacza, miłośnika prog rocka i wszelkich talentów. Odkryć w moim blogu będzie mnóstwo, nie będą to jednak skatalogowane pierwsze 10. W poście postaram umieścić się najwięcej informacji oraz subiektywnych emocji które dostarcza mi dany wykonawca. Już nie gadam. Przed Wami:
MOONSTONE
[źródło: http://www.moonstone.pl] |
Tak jak pisałem na portalu społecznościowym - do ubiegłej soboty (08.02) nie znałem ich twórczości, tylko dzięki zaproszeniu naszego wspólnego znajomego miałem okazję poznać ich muzykę oraz nawet porozmawiać. Zanim przejdę do konkretów. Ciekaw jestem z czym Wam kojarzy się nazwa zespołu?
Mnie na myśl przychodzą takie dwie sugestie (ciekawe jak jest naprawdę?)
a) MOON STONE - księżycowy kamień, piosenka z dzieciństwa a jednocześnie coś tak odległego i pięknego zarazem...
b) możliwe (sam jeszcze nie wiem) zespół nawiązuje w nazwie do dwóch słynnych zespołów w historii rocka : moon od Pink Floydów, stone od Rolling Stonesów. Jestem ciekaw Waszej opinii.
Sobotni koncert muzycy zagrali w składzie:
Ziemowit Słomczyński - gitary, wokal, ukele oraz muzyka i słowa do utworów
Oskar Kowalski - keyboards
Robert Jadczyk - bass oraz słowa do utworów
Michał Motłoch - wszelkie instrumenty perkusyjne
oraz
damska część gościnnie - w sobotę raczyła nas swoim głosem Aneta Romańczyk
[źródło: wkładka do oficjalnej płyty zespołu, wyd. MOONSTONE MUSIC] |
Było magicznie. Zespół przedstawił w pierwszej części koncertu swoją nową płytę "Mysterious Game"
"Sleepless night" to pierwszy utwór.Całość zaczyna się hammondowym brzmieniem keyboarda, później wchodzą partie gitarowe. W gitarach specjalne przesterowanie nadają moc całemu utworowi. Całości towarzyszą głosy Ziemowita i Anety (szacunek dla tej Pani).
Powiem tak - super robota, pewnie (ale głowy nie dam) duży wpływ Deep Purple
Drugi utwór - jest wokalizą. Skojarzenia to przekleństwo ale ja słyszę INSPIRACJĘ Pink Floydami i utworem "Great gig in the sky". Panowie nie gniewajcie się proszę o te porównania.
To są tylko inspiracje, bowiem czerpiecie z oceanu muzyki, tworzycie co Wam w duszy i w sercu - a to najważniejsze.
Tytułowy utwór jest 3 na trackliście. Wiecie co Panowie? Co mnie się podoba. Narastające tempo utworu, przejścia z sekcji gitar do partii klawiszy i z powrotem. Zaskakujące zmiany rytmu, nie trzymanie się jednego wzorca. Panowie duuży PLUS.
Następne 2 utwory zaskakują nas bardzo pozytywnie. Przechodzimy do zupełnie innego klimatu. Ja tu gdzieś słyszę inspirację polskim bigbitem i rhytm&bluesem. Celowy zabieg. Tak myślę. Super zmiana. Słuchacz jest zmuszony pomyśleć o co generalnie chodzi.
Wiecie już jak bardzo lubię utwory instrumentalne to nic dodać nie muszę do szóstego z kolei utworu na krążku. Dialogi gitar z keyboardem. Ach te brzmenie Hammonda... :D i zmiany tempa.
A później jest trochę o miłości....z ciepłymi solówkami....
Płyta jak w większości kapel progrockowych jest koncepcyjna i bardzo starannie wydana (z plakatem oraz specjalnym miejscem na autografy)
Resztę posłuchajcie. Dla mnie bomba. Przede wszystkim za zmiany tempa, za big beat połączony z progrockiem, za całokształt.
DZIĘKUJĘ i GORĄCO POLECAM!!!! i na koncertach i na krążku
Piotrek Floydomaniak Marchewa.
I jeden utwór z pierwszego cd, który cały nam zespół zaprezentował
ps. jakby były jakieś nieścisłości proszę Zespół o wybaczenie. Na pewno sprostuje i poprawię.