poniedziałek, 23 listopada 2015

Moje odkrycia cz.13: Elektro-pop po polsku

Cześć :D

Ostatnio straciłem wenę do pisania, jakiegokolwiek i czymkolwiek. Jednak są ludzie, którzy cały czas mnie wspierają (Lucy, rodzice, siostra, Kasia oraz Grzegorz, oraz Wy wierni czytelnicy domagający się czegoś nowego.

Dzięki Wam :D zebrałem się

Tak się zastanawiałem: czego dziś potrzebuje młody (nie tylko ciałem) słuchacz oraz nowoczesny, młody muzyk.
Przesyt jakimikolwiek formami, jest niewskazany, więc taki słuchacz czy twórca stwarza lub szuka czegoś nowego, oryginalnego, odbiegającego od szarej codzienności, krzyków z eteru, wszechobecnego bełkotu.

Gdzieś ostatnio zetknąłem się z tzw. elektronicznym popem, nie tym z lat 80, ale współczesnym zahaczającym o elementy trip-hopu, chillu czy house’u. Coś nowego, świeżego, oryginalnego i zarówno lekkiego w odbiorze ale nie pustego, ani nie mrocznego.
Słuchanie polskiego elektro-popu XXI wieku może nie powoduje u mnie stanu „ciarki na rękach” nie mniej przysparza ostatnio o sympatyzowanie z tym gatunkiem, a przede wszystkim z osobami, które go wykonują.
Co to za artyści? To przede wszystkim : zespół Kamp!, The Dumplings czy Oxford Drama. Tą poznaną przeze mnie trójką chciałbym dziś się zająć. Post miał być zupełnie o czym innym, ale tak „mocno zaszli mi za skórę” że chciałbym właśnie o nich napisać. Do rzeczy:

Kamp!– zespół, który wszedł już na salony :D, istnieją od 2007 roku, wydali jak do tej pory 2 długogrające albumy : Kamp! oraz Lorneta, oraz mnóstwo tzw epek, remixów. Skład : Radosław Krzyżanowski, Michał Słodowy, Tomasz Szpaderski
Jako nowoczesny zespół XXI wieku Kamp! dużą popularność zyskał dzięki mediom społecznościowym i bloggerom.  Występują z powodzeniem na wielu polskich i zagranicznych festiwalach nie mówiąc o Expo w Szanghaju. Na koncertach dają z siebie wiele energii wchodząc w kontrreakcję z publicznością w przeróżnym wieku.



                                                



The Dumplings pochodzą z Zabrza (przypadek?) to duet w składzie : Justyna Święć i Kuba Karaś. To tak samo młodzi ludzie jak Kamp!,  w świecie muzycznym są od 2011 roku przebijając się w internecie za pomocą popularnego internetowego talk show.  Od 2014 roku, kiedy nagrali swój debiutancki album związali się z jedną z większych wytwórni muzycznych w Polsce. Wystąpili w Polsce na Open’erze , Off Festiwalu oraz w Wielkiej Brytanii. Można ich zobaczyć podczas koncertów z zespołem Kamp! To mieszanka elektroniki z Indie rockiem. Posłuchajmy kawałków z ich tegorocznego krążka :„Sea You Later





Najświeższym, bo wczorajszym odkryciem dla mnie jest zespół Oxford Drama. Generalnie zespół tworzą charyzmatyczna Gosia Dryjańska i  żywiołowy Marcin Mrówka, do trzonu zespołu zapraszany do wspólnego grania jest perkusista (o którym na razie nic się nie dowiedziałem). Gosia oprócz obsługi syntezatorów śpiewa takim słodkim, delikatnym, niepowtarzalnym i czarującym głosem. (no i miałem wrażenie że Gosia jest liderką – bez urazy Marcin).
Marcin jest multinstrumentalistą, który na wczorajszym koncercie w Katowickiej Hipnozie pokazał cały warsztat swych możliwości : od gitary basowej, gitary elektrycznej, perkusję elektryczną oraz syntezator, który jak mówi w wywiadzie kiedyś trzeba było kupić
 Wszystko odbywa się w klimatach angielskich bowiem zespół przyznaję się do fascynacji "The Smiths" Melodyjność, młodość, eksperymenty muzyczne i energia ciekawie i fajnie powiązane. Naprawdę polecam na koncertach a może i na krążku, który może niebawem ujrzy światło dzienne. :D. Szczerze osobiście ich bardzo polubiłem








Za ewentualne niedociągnięcia w tekstach zespoły proszę o kontakt, poprawię w miarę możliwości :D

Dzięki Wam Wszystkim Młodym  za błysk światła :D :D

Fajnie że jesteście

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski









wtorek, 21 lipca 2015

Moje odkrycia cz.12 - N.O.H.A - mieszanka wybuchowa!!!

Cześć w lipcowe popołudnie :D

Cóż to znowu odkryłem pytacie.... ano jest o czym pisać. Znowu się zasłuchuję. Zespół odkryty jakieś 8 lat temu...

Wiecie jak to jest.. pracuję w miejscu gdzie również można kupić muzykę, jestem przecież fanem dobrej muzy. Kiedyś przypadkiem ujrzałem ciekawą okładkę na półce z przecenami. Otworzyłem z ciekawości i puściłem ją na głośniki sklepowe. Oniemiałem. Tak po prostu. 
Po pierwszym przesłuchaniu bardzo pragnąłem ją mieć. Ponieważ zbliżały się moje urodziny koleżanka z działu Kasia Hoińska zrobiła mi prezent.

Dzięki :D:D
Bakcyla do słuchania N.O.H.A można złapać od razu, chyba, że ktoś nie lubi eksperymentów muzycznych, łączenia stylów (o tym za chwilę), oryginalności, niebanalnych słów i oddania się transowi w jaki wprowadza zespół. N.O.H.A. -to oczywiście skrót od Noise of Human Art i grają to co im dusza podpowiada.

 Zespół tworzą ludzie otwarci z różnych zakątków globu : jest ciemnoskóry, charyzmatyczny wokalista ze Stanów Zjednoczonych (MC Chevy), jest nietuzinkowa i niezwykle energetyczna Kaia Brown również wokalistka (sprawnie posługująca się językiem hiszpańskim), jest i założyciel formacji Philip Noha  saksofonista rodem z Czech,  na kontrabasie wspomaga ich też rodak Philipa - Jatrabass. Skład uzupełnia również  Czech - perkusista oddający ducha zespołu Thom Herian.

Ta różnorodność to także różnorodność muzyczna, mieszanka wybuchowa zaiste!!

Teraz trochę o tym co ja tam słyszę. Generalnie i w zasadzie znam jedną płytę, która jest czwartą produkcją zespołu. I tą płytę omawiam. Tutaj przed Kają Brown śpiewa  zjawiskowa Minerva Diaz Perez

"Dive in Your Life" zacząłem słuchać jeszcze jak nie znałem języka hiszpańskiego i miało to istotny wpływ na to co chcę słyszeć w ich muzyce. Przekonanie zostało do dzisiejszego dnia. 
Krążek rozpoczyna dynamiczny utwór tytułowy z ciekawym damskim wokalem w języku angielskim. Za chwilę jednak następuje zmiana stylu wchodzi w rejestry MC Chevy z utworem More Pepper. Słychać już przejścia do trip hopu i w oddali bałkańskich naleciałości. Ciekawie...Trzeci utwór powalił mnie na kolana. Diametralna zmiana stylu: Minerva śpiewa po hiszpańsku, ale jakby mało do tego w rytm nuty bałkańskiej czy folkowej połączonej z dynamicznym brzmieniem.  Zostaje z tyłu głowy. Oj zostaje. 
Czwórka na tym albumie to Gipsy Valley - tak tak cygańsko- bałkański trip-hop. Uzależnia. Nuta jest oczywiście razem z muzyką coraz szybsza, zaskakujące zastosowanie intrumentarium. Geniusze. Utwór kończy się zmiksowaną pętlą wokalną. Piąty utwór Saxomat rozpoczyna sam założyciel na czym by innym niż saksofonie, jednak to jest jedynie zaczątkiem tego co za chwilę przedstawi MC Chevy. Już jesteśmy znowu w hipnotycznym trip hopie. Buja, nadaje rytmu.
Czasem mam wrażenie jakby nie grała N.O.H.A. tylko Prodigy. Po tym skocznym utworze następuje klasyczne spowolnienie... zasłuchanie, rozmyślanie... Zmiana ról. "Float" zabiera nas w krainę baśni, przygotowuje jakoby do snu... Sen albo wieczorowa pora  przychodzi w następnym hiszpańskojęzycznym utworze "Pijama". Klasyczna dobranocka. Nie mniej nie dajcie się zwieść hiszpańskiemu językowi bowiem melodia jak żywo wzięta z jakiejś bałkańskiej wioski.... Włosy stają dęba. Panie i panowie. Trzeba posłuchać.  Takiej mieszanki dawno nie uświadczyliście. Zapewniam! :D
Znowu orzeźwienie w postaci niezłomnego MC Chev'ego! Trip hop w czystej postaci. Gdzieś się to wszystko zazębia. I bałkańskie nuty i nowoczesność przekazu. Dziewiąta część "Dive in your life" znowu jest w języku hiszpańskim ale z trip-hopowym tłem. Myślicie, że to już koniec zaskoczeń? Mylicie się. "Smell of Spring" to transowa muzyka ale wykonana na klasycznej gitarze, przypominającej szarpanie strun w klasycznym flamenco. Po dwóch minutach do gitary dochodzi "bit". Melodia powtarzając się nabiera tempa, dochodzi w końcu odgłos klaskania, czy zawodzenia kobiety.  Może się spodobać tym bardziej, iż na koniec utworu następuje spowolnienie. 
Znowu spowolnienie w kolejnym utworze "Lunatica" ... po hiszpańsku.  Przygotowanie znowu do odpoczynku, do nocy... , która nie wiadomo co przyniesie... Zakończenie znowu nas zaskakuje,  z nadchodzącej ciemności wychodzi jak lis (tu klimaty Tricki'ego) MC Chevy...Powoli i co raz szybciej, w jego charakterystyczny sposób łączy się ze słowami i muzyką Minervy. Oj... 

Zespół grywa często w Czechach, Ameryce i Niemczech. Był ponoć raz u Nas w Polsce na jednym z festiwali. Zaprośmy ich znowu

Na zakończenie trochę ich muzyki:










 







I co Wy na to??? Gorąco, nie mniej niż za oknem, polecam!!!

Pozdrawiam Wszystkim Zakręconych Muzycznie

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski 

ps. zainteresowanych zapraszam na oficjalną stronę zespołu

niedziela, 28 czerwca 2015

Moje odkrycia cz.11 Tides From Nebula - Polska

Czołem. :D:D:D

Widzicie następny post zrodził się w przeciągu paru dni. A to za sprawą zespołu "Tides From Nebula".


Niech nie zmyli Was nazwa - są z Polski, niech nie zmyli Was młody wiek - grają jak starzy rockowi wyjadacze.

Teraz trochę o zespole i trochę prawdy.... :D ..........o moim zachwycie

Tides From Nebula to 4 młodych mężczyzn z Warszawy ( grających od 2008 rocku instrumentalny i jednocześnie barwny rock z naleciałościami intergalaktycznymi. To właśnie wszechświat dźwięków, nieskończonych możliwości słychać w ich utworach. Dużo  świeżości, energii, niesztampowych pomysłów to właśnie Tidesi... Pragnę nadmienić że pracowali z Nimi m.in : Helder Pedro czy Zbigniew Preisner. Do 2015 roku wydali na rynek polski 3 płyty.

Skład:
Adam Waleszyński – gitara
Maciej Karbowski – gitara, instrumenty klawiszowe
Przemek Węgłowski – gitara basowa
Tomasz Stołowski – perkusja


Teraz trochę prywaty :

Przez 2 lata dużo słyszałem o tym zespole, jednak jakoś dziwnym trafem nikt nie umiał mnie przekonać abym posłuchał, przesłuchał. Nic mnie nie zainspirowało, nikt nie włożył mi słuchawek na uszy i powiedział : Stary to z....ste..... 
 Nie znałem Panów aż do wczorajszego wieczora. Teraz nadrabiam zaległości.. Przepraszam Panowie, że tak późno. Macie kolejnego wiernego fana.
Co ja słyszę w tej muzie?? Dużo ciepłych dźwięków, ciekawych przesterowanych gitar ( na myśl przychodzi islandzka potęga w  przesterowanych klimatach - Sigur Ros.)  Jednak Tides From Nebula to polski zespół, którego sympatią można obdarzyć od pierwszego zasłuchania... 
Jak ktoś lubi długie, wyraźne kompozycje z tymi kosmicznymi przesterami to jest to muzyka dla niego.
Jeszcze takie moje spostrzeżenie - zakochałem się w dźwiękach Tidesów podczas koncertu!!! Wczorajszy Metal Hammer Festival w Katowickim Spodku był dla mnie właśnie z tego powodu zaskoczeniem. Słuchałem po raz pierwszy!!! w ogóle!!! Tides From Nebula i to w dodatku w takiej festivalowej formule. Panowie czapki z głów.!!!

Sami mówili, że jeszcze parę lat temu stali tam gdzie ja stałem i marzyli aby wystąpić przed rzeszą fanów. Fani zgromadzeni wczoraj w Katowicach to fani różnego formatu muzyki progresywnej. Dużo słuchaczy było podobnie do mnie pod wrażeniem. Panowie oprócz muzyki prezentowali bardzo energetyczny show.

Panowie tak dalej. Trzymam nieustająco kciuki. Proszę tą moją recenzję o wybaczenie, że nie znałem Was do tej pory... 

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski




 Posłuchajcie co mówią :


 
Jeszcze raz posłuchajcie jak grają. Mistrzostwo :D :


Do zasłuchania .....


wtorek, 23 czerwca 2015

Moje odkrycia cz.10. Planet X

Cześć!!!

Przy okazji nadchodzącego koncertu w katowickim Spodku ostatnio z kolegami wspominaliśmy niejakiego Derka Sheriniana. Co prawda Derek już nie gra Dream Theater ale do dziś bardzo cenię jego twórczość i Jordana Rudessa jako ludzi obdarzonych niebywałą czasem kosmiczną wyobraźnią.

Jak już jesteśmy przy kosmosie. Słyszeliście coś o dziesiątej planecie układu słonecznego? Też słyszałem ale nie wiem czy już znacie muzykę z tej planety...?? Hmm

Derek wraz z Virgilem Donatim i Tonym MacAlpinem przybliżają nam instrumentalnie  tą nieziemską muzykę.

Nie wiem czy da się zrozumieć twórczość z X planety.... wiem jedno słuchając ich ma się wrażenie wielkiej improwizacji, która roztacza się od jazzu fusion a kończy na pograniczach progmetalu.  Kompozycje tej trójki wybitnych muzyków wydają się za pierwszym przesłuchaniem bardzo niespójne i niedopracowane, ale to tylko złudzenie. 

Komponując takie utwory jak Desert Girl, Matrix Gate, Her Animal czy Alien Hip Hop wspinają się na wyżyny swoich umiejętności gdzie Virgil, Tony czy Derek prezentuje szczyt swoich technicznych możliwości. Zdawać się też może, że każdy z Panów  gra swoje, jednak po którymś wysłuchaniu utwór zostaje z tyłu głowy. Moim zdaniem to taki metalowy jazz lub jazzowy metal....

To nie jest łatwa i przyjemna muzyka, którą mógłbym polecać każdemu, dla Was specjalnie wytrawnych wielbicieli wszelkiej muzyki przygotowałem ten właśnie post.
Posłuchacie razem ze mną?



















Niektórzy z Was pewnie powiedzą "niezła korba" i mają rację, to na prawdę muzyka nie z tej ziemi,  z 10 planety układu słonecznego. 
Ja takowej słucham, odkrywam.... a Wy??


Z kosmicznym pozdrowieniem
Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski


ps. Ciekawostką jest to że pierwszy solowy projekt Derka Sheriniana nazywa się po prostu Planet X i jest zaczątkiem projektu zespołowego z Virgilem i Tonym

środa, 20 maja 2015

Osobista Lista Przebojów cz.9 Jazz.Brian Culbertson




Hej w wiosenne dni :D 

Mówiłem Wam że jazz jest jak ocean... mówiłem... ;D. Dobrych parę lat temu mój bardzo znajomy muzyk Janusz Szczurek zaprezentował mi muzykę kojącą nerwy, zabierającą Cię do wyśnionych i wymarzonych krain, łagodną, spokojną i całkowicie inną.

Ostatnio wyłowiłem z mojego oceanu Briana Culbertsona, grającego smooth jazz, funky z elementami r&b.

Przybliżę może sylwetkę samego Briana :

Urodzony w 1973 roku.  W 8 roku życia zaczyna swoją przygodę z muzyką od nauki gry na fortepianie, później perkusji i puzonie basowym. Wychował się w Chicago gdzie wielki wpływ na rozwój jego kariery miała muzyka takich zespołów jak: Earth, Wind & Fire, Chicago, Tower of Power, The Brecker Brothers, David Sanborn,Sting, Yellowjackets  czy Chick Corea. Od szkolnego repertuaru, robiąc to co lubi, stawia kolejny krok na studiach muzycznych na Uniwersytecie DePaul. W wieku 20 lat wydaje swoją pierwszą płytę studyjną "Long Night Out", później zajmuje się produkcją tzw jingli reklamowych, koncertuje oraz nagrywa kolejne płyty (wyszło ich od tej pory 15), a jego nazwisko nie raz pojawia się na szczytach list Billboardu. Ciekawostką jest fakt że jest założycielem festiwalu wina, żywności, sztuki i muzyki w
Napa Valley Jazz Getaway


Reasumując warto a nawet trzeba posłuchać. A słucha się tego Pana z wielką przyjemnością, radością oraz lekkością. Co mnie urzekło? Właśnie ten fortepian generujący dużo przestrzeni, powietrza. Słuchając niejednokrotnie Briana uciekamy od zgiełku. Czy uciekamy czy Brian nas zabiera to nie ma znaczenia, muzyka sama niesie nas w przyjemne otoczenie, które sami sobie wyobrazimy. Ta muzyka często jest zmysłowa, gorąca, jedwabna jak niektóre nasze marzenia...

Posłuchajmy razem. Ja złapałem od razu bakcyla.... :D 










i jak chętni na jeszcze?


W tym roku wyszła jego płyta (2 dyskowa)  z zapisu koncertowego upamiętniająca 20 lat istnienia na rynku muzycznym. Niestety w Polsce nieosiągalna :

[źródło: http://www.brianculbertson.com/livecd/]
Na zakończenie płyta od której zaczynałem słuchać Briana: "IT'S ON TONIGHT". Taki fragment:







Super!! :D Prawda???


Podobało się ? mam więcej takich smaczków.... ale to w kolejnych odcinkach listy

Z pozdrowieniami dla Wszystkich znajomych, miłośników muzyki, podróży, fotografii, itd, itd
Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Moje odkrycia cz.9 proAge - polski dobry Rock!




Cześć i czołem :D

Jakoś tak się zaczęło że jakieś 1,5 roku temu odważyłem napisać odczucia z tego co słyszę.    A słucham muzyki z wysokiej półki, artystów niekonwencjonalnych, wykonawców ponadczasowych, itd.                 Moje odczucia – recenzje  prezentuje całemu światu za pomocą swojego bloga oraz pewnego portalu.

Ostatnio niespodziewanie zapukali do mnie muzycy z zespołu proAge. Poprosili abym posłuchał. Jak wielu jest ciekawych i grających interesują muzykę zespołów w Polsce i na świecie o których nie mamy w ogóle pojęcia??  Do tego fakt że panowie są z Będzina, mojego rodzinnego miasta, w którym żyłem parę dobrych lat.  Taka mała paranoja.             
Czasem bywa i tak że to co blisko widzi się z dalszej perspektywy. No i bądź tu obiektywny…:D

Dość tych wywodów. Do sedna: coś o zespole : Panowie po części nie są nowicjuszami . Poszukałem tu i tam i oto wyniki:

ProAge to zespół, którego początki można zanotować już w 1985 roku!!! :D Sam jestem tym zaskoczony. Wtedy zaczęli grać przez  5 lat pod nazwą  „Czwarty wymiar”. Sami podkreślają, że tzw. proza życia zmusiła ich do zawieszenia muzycznej działalności. Pojawiają się znowu w 2008 roku aby ze zdwojoną siłą podbijać serca słuchaczy, którzy na ich koncertach zachowują się jakby grał zespół celebrytów. Po wielu przejściach ostatecznie uformował się obecny skład zespołu:

Arek "Aru" Grybek - perkusja, Mariusz "Marian" Filosek - wokal, Paweł Drobniewski - bas, Marcin "Kosa" Kosakowski - klawisze i Tomek Papiernik - gitara

Cóż takiego gra zespół proAge? Krótko i na temat: to rock z elementami grangu ale też i rocka progresywnego. A dłużej: ciekawe, niebanalne, życiowe teksty w otoczeniu przesterowanych gitar i perkusji, która nadaje bardziej agresywne brzmienie zespołu. Pierwszym utworem, który „przemówił” do mnie jest „Życie na wynos” z partiami smyczkowymi. Z kolei dla amatorów prog rocka, do których się zaliczam polecam „Mary Jane”.
Sięgając po ich twórczość należy pamiętać, że to nie jest łatwa muzyka puszczana codziennie w radio tylko protest społeczny wyrażony za pomocą wyraźnego męskiego wokalu. Nie ma tu żadnych zbędnych ozdobników. Czuć, że Mariusz czuje to, co śpiewa, a cały zespół jest zaangażowany w projekt. Kto lubi dobre gitarowe granie i polskie słowa na pewno się nie zawiedzie. Bynajmniej ja odczuwam ogromną satysfakcję:D. Ba jestem dumny, że to zespół z Będzina.
Bardzo się cieszę, że płyta ProAge będzie mogła znaleźć się na mojej półce z muzyką, wyraźnie wzbogacając ją o polski element.

Panowie Dzięki:D

Czekając na Wasze koncerty
Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski












sobota, 21 marca 2015

Wiosenne granie : Marcus Miller Afrodeezja

Wiosennie :D

Miał być akurat następny jazzowy post, a i owszem jest. Dawno mnie nie porwała tak jakaś nowość płytowa. Tym bardziej z ogromną przyjemnością przedstawiam Wam  jego płytę "Afrodeezja" :D. To znaczy moje odczucia: 


 
Ależ sobie Marcus wykombinował. :D :D :D. Miłośnikom jazzu i gitary basowej Marcusa Millera nie trzeba specjalnie przedstawiać.
Trzymam w ręku jego najnowszą płytę. Tytuł jest dość przewrotny bowiem w swej nazwie odwołuje się przynajmniej do trzech a może czterech zjawisk?
Muzykę którą prezentuje tu Marcus (jako wykonawca i współproducent) jest, jak sam pisze, połączeniem duchowym jazzu, bluesa i R&B. I to się słyszy, ba a nawet czuje.

Ach ten tytuł „ Afrodeezia” . Może kojarzyć się z afrodyzjakiem i słusznie bowiem ta muzyka odpowiednio przedstawiona spowoduje wzrost, a możliwe że umocni zainteresowaniem jazzem, brzmieniem gitary basowej, bebopu, muzyki etnicznej , itp. Słowo afrodyzjak pochodzi przecież od imienia greckiej bogini miłości Afrodyty :D :D :D

Dalej tytuł jest dla mnie wytrychem otwierającym tą płytę, bowiem słuchając jej wyłapujemy elementy etniczne. Słychać między innymi charakterystyczne instrumenty używane w Afryce jakimi są djembe, specyficzny rytm (stąd Afro…deezja)
 Dalej drążąc temat nazwy i muzyki przedstawionej na płycie. Przez całość przewija się motyw trąbki. Trąbki  tak charakterystycznej dla Dizzy Gillespie czy samego Milesa Davisa.    I wszystko jasne :D

Nie wnikając już w analizę tytułu Marcus po prostu buja (nowa świetna i świeża interpretacja przeboju zespołu Temptation „Papa was a rolling stone”)  zastanawia, uspokaja (jak w utworze Xtraordinary). Łączy ze sobą ludzi, którzy kochają muzykę. Teraz Afrodeezia będzie ze mną przez długi, długi czas. Mam nadzieję że z Wami również. 

Do zobaczenia na międzynarodowej trasie koncertowej, której trasa będzie przebiegać przez Polskę  :D
Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski



środa, 4 marca 2015

Osobista Lista Przebojów cz.8 Jazz. vol 1

Czołem :D


Przez chwilę zastanawiałem się o czym dziś pisać?? O odkryciach czy liście osobistej... Mmm, a mam jeszcze jeden projekt w Osobistej ale na razie cicho sza... ;D


Ktoś kiedyś powiedział : Rock jest jak morze dźwięków, a jazz jak ocean.... cytuje nie dosłownie... I z tym stwierdzeniem podpisuje się całym sobą.

Właśnie słucham Johna Scofielda w wykonaniu Govt Mule... Ech.. Funky jazz.... :D . Słuchanie jazzu jest jak łowienie dźwięków właśnie na oceanie. Ja zazwyczaj łowię co mi się podoba, to co wbija w fotel, to co energetyzuje, co daje kopa, co zmusza do myślenia, co odpręża. Szukam właśnie takich dźwięków. Jazz zawsze mi się kojarzy z przydymioną knajpką gdzie siedzą pary przy stolikach i delektują się kawą i muzyką na żywo.
Pozwólcie, że  będę Wam opowiadał w odcinkach o tych moich połowach. Wyciągam wszystkie płyty): Nie nie.Chyba zrezygnuje z podziałów. Opowiem Wam po prostu jakie płyty posiadam i dlaczego. :D.
Taką prostą myśl podsunął mi mój przyjaciel, muzyk Janusz Szczurek. 

Cóż ja mam w tym oceanie. Ach różności i skrajności. Pierwsza płyta jaką wyciągnąłem:

Weather Report - kto zna łapka w górę :D. Któż tam nie grał.... ach (Joe Zawinul, Wayne Shorter, Miroslav Vitous czy Jaco Pastorius ) Ta grupa to przedstawiciel mojego chyba najbardziej lubianego(słuchanego) nurtu jazzowego - fusion. 
Najbardziej znany kawałek:



aż chce się człowiekowi wstać i pobujać w rytm muzyki :D. Oj chodziłoby się na takie koncerty Łączenie stylów groove, jazz, funky to jest to. Świetnie się patrzy, słucha. To może jeszcze taki kawałek:


No i nie da się zapomnieć przy tych dźwiękach o wielkim inspiratorze : Milesie Davisie.....
Elegant People.... tak na zakończenie moich wspominków  o Weather Report.











Druga płyta z oceanu (wyciągam bez składu i ładu) Us3:
Właściwie kojarzymy wszyscy jeden ich przebój "Cantaloop", kto chętny do posłuchania? ja zawsze. Acid jazzowe rytmy :D 


 
A teraz znowu mieszanie stylów, konwencji i w ogóle. Nigdy bym o nich nie słyszał gdyby nie zaśpiewała z nimi Anna Maria Jopek. Zainteresowała mnie ta niemiecka grupa.
to:  Nighthawks. Cóż prezentują w swym repertuarze:  lounge, nu jazz, fusion, world music, reggae, souli jazz. Słychać też u nich  wpływy etniczne, m.in. muzyki arabskiej, bałkańskiej, polskiej czy latynoskiej.Członkowie zespołu czerpią  inspirację z muzyki takich tuzów jak : Miles Davis,  Pink Floyd czy Massive Attack.

Moim zdaniem warto a nawet trzeba posłuchać!! :D Obowiązkowa lektura do poszukujących     i słuchających muzyki.







Co tu jeszcze dziś? Może starczy? jak myślicie? Więcej zespołów jazzowych prezentować?

Pozdrawiam serdecznie 

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski





środa, 4 lutego 2015

Moje odkrycia cz.8. Chopin nie musi być nudny nowa wersja

Chopin nie musi być nudny :D

Wiecie, że lubię muzykę. To fakt niezaprzeczalny i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Słucham wszystkiego co dobre jeśli nie najlepsze :D

Otóż 01.02 wybrałem się do jednego z moich ulubionych klubów muzycznych w Katowicach : Old Timers Garage na ciekawy projekt.

Kto czyta moje posty też wie że wręcz uwielbiam wszelkie typu eksperymenty muzyczne, przejścia, zmiany tempa, różne aranżacje, itd…. Otóż ten koncert właśnie taki był.

Grali na scenie Old Timersa :

Piotr Schmidt na trąbce
Andrzej Rondek na gitarze
Bogusław Kaczmar fortepian
Marek Różycki na gitarze basowej
i Łukasz Kurek na perkusji




Zdjęcia zupełnie nieprofesjonalne



 

Poniżej a właściwie powinny być wyżej zdjęcia udostępnione mi przez Panią Alicję Chachaj z Fundacji:

Zespół w całości
 

Piotr Schmidt :D
Główny pomysłodawca

 

Powyższe zdjęcia publikowane są za zgodą Pani Alicji Chachaj. Jeśli chcecie pooglądać więcej to wystarczy kliknąć na zdjęcie pani Ali i przeniesiecie się do strony Fundacji

Pozdrawiam Piotrek


Koncert pt Chopin-Jazz-Reggae przedstawiał przede wszystkim interpretacje zespołu „Shop-in” w muzyce Chopina i promował ich płytę „Transplantacje” Wbrew wszelkim domysłom artyści porwali licznie zgromadzoną publiczność. 

 Pierwsza część koncertu była poświęcona Chopinowi, zaś druga to luźne przeróbki znanych utworów muzycznych, w których znalazł się w repertuarze między innymi Bob Marley.
Słuchając koncertu wciąż nie mogłem uwierzyć że da się połączyć klasykę z jazzem i reggae jednocześnie. A jednak.


Tak jak tytuł płyty wskazuje : transplantacje uważam za bardzo udane, wręcz kapitalne. Słyszysz Chopina ale jednocześnie trąbka połączona z charakterystycznym basem uświadamia Cię nagle że coś tu nie gra. A właściwie gra a nawet buja. 

  Utworem, który zwalił mnie z nóg był Marsz Żałobny naszego wielkiego kompozytora. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że może być właśnie zagrany na nutę rodem z Jamajki.


Zespół który przed nami zagrał to głównie wychowankowie Akademii Muzycznej w Katowicach. Piotr Schmidt to nadzieja polskiej trąbki na wiele wiele lat, zdobywca wielu prestiżowych nagród jazzowych. Andrej Gondek znany mi z wielu formacji, gitarzysta wszechstronny – bardzo ekspresyjny czym zyskuje duże grono fanów. Głównym pomysłodawcą tego całego przedsięwzięcia jest basista Marek Różycki.
 

Wiadomo, że zespół zawsze gra od serca. Pan Marek wraz z Fundacją Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu wpadli na pomysł i słuszny powiązania muzyki, tytuły płyty i słusznej sprawy, jaką jest transplantacja narządów. Muzycy sami mówili że oni transplantują gatunki muzyczne a lekarze związani z fundacją, narządy potrzebne do życia. Taka bardzo cenna metafora.

Dodam jeszcze tylko tyle że cały dochód ze sprzedaży i biletów i płyt zespołu trafił do fundacji by ta cały czas mogła ratować nasze życia

Chętnych zapraszam na strony : na facebooku – Piotr Schmidt Official

Oraz na strony Fundacji Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.



Dzięki kliknięciu na obrazek możesz zapoznać się z Fundacją

Pamiętajmy, że w ten sposób też możemy pomóc.















No i już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z muzykami….


Pozdrawiam Was Gorąco

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski









czwartek, 8 stycznia 2015

Osobista Lista Przebojów cz.8. Suplement do World Music- TOŁHAJE



Tak, niestety człowiek jest w jakiś sposób ograniczony… 
Nie da się wszystkiego znać, wszystkiego posłuchać…. no ale lepiej późno niż wcale….
Jest mi przy tym ogromnie głupio że dopiero poprzez muzykę z pewnego polskiego nowego serialu zacząłem ich odkrywać.

Zespół powstał w 2003 roku czyli 12 lat temu!! A ja znam tylko jedną ich płytę i stosunkowo od niedawna – nadrabiam teraz.
Założycielami tej grupy są Damian Kurasz i Janusz Demkowicz. Wraz z Marysią Jurczyszyn na wokalu,  Tomaszem  Dudą na saksofonach, Kubą Wolaninem, Maćkiem Gierlińskim na lirze korbowej, Łukaszem Moskalem na perkusji i Piotrem Rychlcem na akordeonie (który też odpowiada za realizację dźwięku) aktualnie tworzą barwny zespół  pod nazwą TOŁHAJE.

Tołhaje w tradycji towęgierscy rozbójnicy, którzy grasowali kiedyś w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Otóż Rozbójnicy (Tołhaje) czerpią w swej twórczości i z folku i muzyki etnicznej i jazzu umiejętnie komponując to w swoiste i niepowtarzalne utwory. Właśnie to mieszanie kultur, narodowości i scalanie to w jednym projekcie jest dla mnie tak ważne.

Tak zwany biały śpiew Marysi jest dopełnieniem fascynującej i nietuzinkowej muzyki, do której będę często wracał. Muzyka ta dla mnie jest właśnie taka do zagłębiana się w łemkowskie i bojkowskie tradycje, w niełatwą historię pogranicza polsko ukraińskiego, w codzienność ludzi żyjących w Karpatach. Jeszcze słowo : to nowoczesny inspirujący folk. :D. Tak trzymajcie
Wszystkim którzy pragną przeżyć coś niezwykłego serdecznie polecam. Tymczasem posłuchajmy:


Nie wiem jak Wy ja mam jak zwykle ciarki na rękach.
Pozdrawiam
Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

ps. muszę Wam powiedzieć granie na lirze korbowej robi na mnie piorunujące wrażenie. :D
I już chce posłuchać wcześniejszych ich krążków.